czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 3



So let me hold both your hands in the holes of my sweater

~Louis~

-Dzięki El, wiesz, że jesteś najlepsza- powiedziałem, dając jej buziaka w policzek.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie ciepło, głaszcząc mnie po twarzy, po czym odwróciła się i weszła do domu. Spojrzałem na swój telefon, było już po drugiej w nocy i zacząłem się zastanawiać jakim cudem mam niby wstać do szkoły. Przekląłem te cholerne przyjęcia mojego ojca i ruszyłem w stronę domu. Moje myśli znów powędrowały w stronę jutrzejszych lekcji. Przypomniała mi się cała mas rzeczy, które powinienem na jutro zrobić. Nagle w mojej głowie ukazał się obraz intruza z ławki. Zacząłem się powoli irytować, gdyż jego pieprzone loczki zajmują mi myśli prawie cały dzień. Zdecydowanie nie mogę się nim interesować. Harry wzbudzał we mnie skrajne emocje i zaczynało mnie to poważnie martwić.
W jednej chwili doprowadzał mnie do furii, a w drugiej miałem ochotę obronić go przed całym złem tego świata. Tłumaczyłem to sobie tym, że on jest ofiarą prześladowania a ja jestem po prostu wrażliwy, ale jakiś głosik w mojej głowie mówił mi, że to gówno prawda.
Przyspieszyłem kroku i niedługo później byłem już w domu. Sprawdziłem czy dziewczynki, które już wcześniej, ktoś odwiózł, śpią bezpiecznie i poszedłem do swojego pokoju.
Wiedziałem, że nie zmuszę się by rano wstać chociaż chwilkę wcześniej, więc postanowiłem iść pod prysznic teraz. Ciepła woda podziałała jeszcze bardziej usypiająco. Umyłem się szybko i wróciłem do pokoju. Podłączyłem jeszcze telefon pod ładowanie. Ekran zaświecił się i zobaczyłem, że mam jedną wiadomość. Spojrzałem by ją odczytać.
„Lou, zabierz Fizzy do szkoły. Daisy i Phobe pojadą autobusem z Lottie.”
Zajebiście, czyli nici ze spania. Warknąłem z bezradności i nastawiłem budzik na 6 rano.


~Harry~

Dźwięk budzika wyrwał mnie ze snu. Spojrzałem na zegarek, była już 5:50. Wstałem i poszedłem przygotować jedzenie dla rodzeństwa. Mama właśnie wstawiła kubek po kawie do zlewu i szła w stronę drzwi. Dałem jej jeszcze buziaka i poszedłem do kuchni.
Najpierw przygotowałem drugie śniadanie do szkoły. Viv jest jeszcze w przedszkolu więc nie musiałem nic dla niej robić. Dzieciaki dostają jedzenie w trakcie dnia. Zrobiłem kanapki dla siebie i Dylana, spakowałem mu kupione wczoraj słodycze i jabłko. Włożyłem też do jednej z przegródek pudełka 2 dolary. Wiedziałem, że większość dzieciaków w szkole zawsze ma ze sobą pieniądze na jakieś zachcianki i nie chciałem, żeby on czuł się gorszy, zwłaszcza, że to jego pierwsze dni w nowej szkole. Gdy skończyłem pakowanie, zrobiłem kakao i rogalika z dżemem dla każdego, po czym poszedłem na górę ich obudzić. W czasie gdy dzieciaki jadły, sam poszedłem się umyć i ubrać. Spakowałem rzeczy potrzebne do szkoły i zszedłem znów na dół. Pomogłem Viv założyć jej ukochaną różową kurteczkę i wsiedliśmy razem do samochodu. Po kilkunastu minutach byliśmy już pod szkołą, obok niej znajdowało się przedszkole, do którego chodziła moja młodsza siostra. Wysiedliśmy, złapałem Vivien za rękę i poszliśmy odprowadzić Dylana pod bramę. Ukucnąłem i przytuliłem go przed wejściem. Młody dał buziaka siostrze i pobiegł w stronę wejścia. Wziąłem małą na ręce i wstałem. Odwróciłem się i ledwo co uniknąłem zderzenia z jakimś człowiekiem. Podniosłem głowę i moje serce zamarło. Przede mną stał nie kto inny, lecz sam Louis. Czułem jak robi mi się sucho w gardle i szybko spuściłem wzrok. Zauważyłem, że stoi obok niego mała, urocza dziewczynka, która cicho chichotała z zaistniałej sytuacji.
-Przesuniesz się, czy będziesz tak stał?- Usłyszałem. Natychmiast zszedłem mu z drogi. Wiedziałem, że powinienem szybko oddalić się z tego miejsca, jednak czułem się jakbym po prostu wrósł w ziemię. Louis wyjął z portfela 20 dolarów i wręczył je dziewczynce.
-Kup sobie coś do jedzenia Fizzy- powiedział i pocałował ją w głowę. Mała uśmiechnęła się do niego i pobiegła w stronę szkoły. Dziewczynka wyglądała jak miniaturowa kopia Lou. Byli do siebie bardzo podobni, zupełnie jak ja i moja siostra. Vivien miała takie same kręcone włosy i zielone oczy jak moje.  Chłopak spojrzał na mnie i wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale te rozmyślania przerwał dźwięk jego telefonu. Odebrał i oddalił się w stronę swojego samochodu. Westchnąłem głęboko i odprowadziłem Viv do przedszkola, po czym ruszyłem w stronę własnej szkoły. Zaparkowałem jak zwykle dalej. Wszedłem do budynku i skierowałem się w stronę szatni, miałem dziś dwie lekcje WF-u od rana. Szczerze nienawidziłem tego przedmiotu. Zawahałem się przez chwilę, jednak w końcu złapałem klamkę i jak najszybciej udałem się w sam róg pomieszczenia. Zdjąłem swoją bluzę i powiesiłem ją na haczyku.
-Ej ty, Styles- usłyszałem nagle. Moje mięśnie spięły się, ale odwróciłem się w stronę chłopaka. Był to chyba ktoś z drużyny, wysoki i umięśniony.
-Co ty tutaj kurwa robisz?- Spytał zbliżając się na niebezpiecznie bliską odległość.
-Chyba nie sądzisz, że będziemy się przebierać z pedałem- dodał.
Reszta obecnych w szatni zaczęła mu przytakiwać i śmiać się, zupełnie jakby ten powiedział coś wybitnie zabawnego.
Moje oczy zaszły łzami.
-No już, wypad!- Krzyknął chłopak i pchnął mnie na ścianę z dużą siłą.
Widziałem, że zbliża się w moją stronę, więc po prostu zamknąłem oczy i modliłem się żeby skończył się na mnie wyżywać w miarę szybko. Chłopak złapał mój plecak i rzucił go w stronę drzwi.
-Zostawcie mnie- powiedziałem cicho, czym wzbudziłem tylko większe pokłady agresji u chłopaka. Ten podszedł i złapał mnie za koszulkę, po czym uderzył w brzuch. Siła była na tyle duża, by pozbawić mnie oddechu. Zgiąłem się w pół, łapiąc za bolące miejsce.
-Nie masz tu prawa głosu, rozumiesz popaprańcu?- wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Nikt tu nie toleruje takich jak ty- dodał po czym kopnął mnie w okolice żeber. Usłyszałem śmiechy i wiwaty reszty chłopaków.
-Co ty kurwa wyprawiasz Josh- usłyszałem znajomy głos. Podniosłem odrobinę wzrok i zobaczyłem Louisa w towarzystwie Zayna. Chłopak odepchnął ode mnie napastnika.
-Pojebało cię Louis? Nie dotykaj mnie- warknął w jego stronę.
Zobaczyłem, że Zayn odsuwa od siebie tą dwójkę.
-Stać cię tylko na to, żeby wyżywać się na kimś kto nie jest w stanie się obronić?- warknął Lou w jego stronę. Reszta osób w szatni zamilkła.
Josh nie odezwał się, ale patrzyli na siebie jakby zaraz mieli rzucić się sobie do gardeł.
Po krótkiej chwili, która wydawała mi się wiecznością Louis pomógł mi wstać z podłogi. Zabrał moją bluzę i plecak po czym pchnął mnie delikatnie w stronę drzwi. Byłem w tak wielkim szoku, że przez chwilę zapomniałem o bólu czy upokorzeniu.
-Odprowadzę go do domu- mruknął w stronę Zayna. Ten tylko pokiwał głową.
Wyszliśmy i Louis westchnął, łapiąc się wolną ręką za kark.
-Dobrze się czujesz?- Spytał.
Nie byłem w stanie mu odpowiedzieć, więc jedynie kiwnąłem głową.
-Odwiozę cię- zakomunikował.
-Nie trzeba, dam sobie radę, bardzo mi przykro, że sprawiłem ci kłopot- powiedziałem cicho.
Ten stał, i patrzył się na mnie zszokowany.
-Nie gadaj głupot, możesz zasłabnąć w czasie jazdy i spowodować wypadek- mruknął.
Zaczął iść w stronę wyjścia, więc podreptałem posłusznie za nim.
Było w Louisie coś takiego, że mimo iż go nie znałem, coś ciągle przyciągało mnie w jego stronę. Chciałem być po prostu blisko niego. Wiedziałem, że czeka mnie później spacer po auto, ale nie potrafiłem przestać się cieszyć z chwili czasu spędzonej właśnie z nim. Podeszliśmy w stronę pięknego i za pewne bardzo drogiego samochodu.
-Wsiadaj- usłyszałem.
Otworzyłem drzwi i zająłem miejsce pasażera. Chłopak zapalił silnik, który w przeciwieństwie do mojej głośno warczącej furgonetki, jedynie cicho mruczał.
Wyjechaliśmy z parkingu i nagle zadałem sobie sprawę, że nie jedziemy w stronę mojego domu. Chwilę wałczyłem ze sobą, jednak postanowiłem się odezwać.
-Mmm, Louis, to nie jest droga do mojego domu- powiedziałem cicho.
-Bo to jest droga do mojego- odpowiedział, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie.
Chłopak włączył radio i usłyszałem dźwięk znanej mi piosenki.
-The Neighborhood? Uwielbiam ich- powiedziałem zaskoczony. Te słowa tak szybko opuściły moje usta, że nawet nie zdążyłem się zastanowić co mówię.
-Um, przepraszam- dodałem zawstydzony.
Lou tylko westchnął.
-Przestań przepraszać za wszystko- mruknął.
-Też ich uwielbiam- powiedział, uśmiechając się do mnie.
I nagle myśl o tym, że jego uśmiech jest zdecydowanie jedną z piękniejszych rzeczy na świecie, wdarła się do mojej głowy. Kąciki moich ust uniosły się nieznacznie i spuściłem zawstydzony wzrok na podłogę. Czułem, że moje policzki się rumienią, a ja nie potrafiłem tego opanować. 
Po chwili podjechaliśmy pod wielką bramę, Lou wyszedł z auta i wstukał kod. Wejście zaczęło się powoli otwierać, a chłopak znów zajął miejsce kierowcy. Wjechaliśmy do środka i przez chwilę nie wiedziałem, czy jestem dalej w jego domu czy może raczej w królewskiej posiadłości. W oddali zobaczyłem wielki biały dom otoczony pięknym, dużym ogrodem. Louis zaparkował przed budynkiem i wysiadł z samochodu. Poszedłem w jego ślady. Otworzył drzwi i przepuścił mnie przodem. Stanąłem w korytarzu, który był chyba wielkości całego mojego domu. Był niezwykle gustownie urządzony, w jasnych kolorach. Zdjąłem swoje buty ustawiając je równo na wycieraczce. Louis rzucił gdzieś swoje vansy, po czym odwiesił moją bluzę i plecak na wieszak. Zupełnie zapomniałem, że wciąż je miał.
-Chodź- powiedział.
Szedłem za nim, zupełnie zaczarowany pięknem tego miejsca.
Chłopak zaprowadził mnie do kuchni. Była przestronna i nowoczesna, ale mimo tego sprawiała wrażenie przytulnej. Na lodówce były obrazki namalowane, pewnie przez młodszych domowników. Na ścianie wisiały rodzinne zdjęcia. Było tu dużo małych szafeczek z przyprawami, których zapachy unosiły się w powietrzu. Na środku kuchni stała duża wyspa, przy której aktualnie znajdował się Lou. Chłopak wyjął miskę, do której zaczął wsypywać różne rzeczy.
Nie do końca wiedziałem czy mogę, ale usiadłem na jednym z wysokich stołków, które stały po jednej stronie wyspy. Louis uśmiechnął się do mnie i postawił przede mną szklankę z colą, którą przed chwilą nalał.
-Dziękuję- powiedziałem odrobinę zaskoczony.
Nic nie powiedział, lecz jak gdyby nigdy nic, wrócił do mieszania tajemniczej masy w misce.
I znów zaatakowała mnie myśl, że jest to widok, który chciałbym podziwiać codziennie.

12 komentarzy:

  1. Yey cudny *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie >.< Następnym razem chcę dłuższy ! :D
    Czekam na dalszy ciag. KIEDY BEDZIE ? :DD
    /GabrysiaStyles (niestety nie chce mi się zalogować na konto XD )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, może jeszcze dziś wezmę się za pisanie :)

      Usuń
  3. Jeju, przesłodki.
    Ciągle nie mogę uwierzyć, że w szkołach są naprawdę takie problemy z homoseksualizmem. Dobrze, że Louis pomógł Harry'emu :)
    Hazz jest taki uroczy i kochany, uwielbiam taką wersję jego, hah :)
    Oczywiście czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam, @smolipaluch xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju dziewczyny jesteście przecudowne <3 Dziękuję wam!

      Usuń
  4. Jesteś wspaniała i piszesz wspaniale :3 życzę weny :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3 Dziękuję, dzięki wam mam jej bardzo dużo xxx -B.

      Usuń
  5. Aww ten ostatni akapit jsjsnwisbwjs
    Slodko :*** xx
    Ogolnie twoje opowiadanie jest boskie, a mnie na prawdę dziwi że w szkołach sa takie problemy z homoseksualizmem , sama jestem bi i jestem bardzo tolerancyjna wiec dlatego jeszcze bardziej mnie to dziwi // @arixsels

    OdpowiedzUsuń