So let me hold both your hands in the holes of my
sweater
~Louis~
-Dzięki El, wiesz, że jesteś najlepsza- powiedziałem, dając
jej buziaka w policzek.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie ciepło, głaszcząc mnie po
twarzy, po czym odwróciła się i weszła do domu. Spojrzałem na swój telefon, było
już po drugiej w nocy i zacząłem się zastanawiać jakim cudem mam niby wstać do
szkoły. Przekląłem te cholerne przyjęcia mojego ojca i ruszyłem w stronę domu.
Moje myśli znów powędrowały w stronę jutrzejszych lekcji. Przypomniała mi się
cała mas rzeczy, które powinienem na jutro zrobić. Nagle w mojej głowie ukazał
się obraz intruza z ławki. Zacząłem się powoli irytować, gdyż jego pieprzone
loczki zajmują mi myśli prawie cały dzień. Zdecydowanie nie mogę się nim
interesować. Harry wzbudzał we mnie skrajne emocje i zaczynało mnie to poważnie
martwić.
W jednej chwili doprowadzał mnie do furii, a w drugiej
miałem ochotę obronić go przed całym złem tego świata. Tłumaczyłem to sobie
tym, że on jest ofiarą prześladowania a ja jestem po prostu wrażliwy, ale jakiś
głosik w mojej głowie mówił mi, że to gówno prawda.
Przyspieszyłem kroku i niedługo później byłem już w domu.
Sprawdziłem czy dziewczynki, które już wcześniej, ktoś odwiózł, śpią
bezpiecznie i poszedłem do swojego pokoju.
Wiedziałem, że nie zmuszę się by rano wstać chociaż chwilkę
wcześniej, więc postanowiłem iść pod prysznic teraz. Ciepła woda podziałała
jeszcze bardziej usypiająco. Umyłem się szybko i wróciłem do pokoju.
Podłączyłem jeszcze telefon pod ładowanie. Ekran zaświecił się i zobaczyłem, że
mam jedną wiadomość. Spojrzałem by ją odczytać.
„Lou, zabierz Fizzy do szkoły. Daisy i Phobe pojadą
autobusem z Lottie.”
Zajebiście, czyli nici ze spania. Warknąłem z bezradności i
nastawiłem budzik na 6 rano.
~Harry~
Dźwięk budzika wyrwał mnie ze snu. Spojrzałem na zegarek,
była już 5:50. Wstałem i poszedłem przygotować jedzenie dla rodzeństwa. Mama
właśnie wstawiła kubek po kawie do zlewu i szła w stronę drzwi. Dałem jej
jeszcze buziaka i poszedłem do kuchni.
Najpierw przygotowałem drugie śniadanie do szkoły. Viv jest
jeszcze w przedszkolu więc nie musiałem nic dla niej robić. Dzieciaki dostają
jedzenie w trakcie dnia. Zrobiłem kanapki dla siebie i Dylana, spakowałem mu
kupione wczoraj słodycze i jabłko. Włożyłem też do jednej z przegródek pudełka
2 dolary. Wiedziałem, że większość dzieciaków w szkole zawsze ma ze sobą
pieniądze na jakieś zachcianki i nie chciałem, żeby on czuł się gorszy,
zwłaszcza, że to jego pierwsze dni w nowej szkole. Gdy skończyłem pakowanie,
zrobiłem kakao i rogalika z dżemem dla każdego, po czym poszedłem na górę ich
obudzić. W czasie gdy dzieciaki jadły, sam poszedłem się umyć i ubrać.
Spakowałem rzeczy potrzebne do szkoły i zszedłem znów na dół. Pomogłem Viv
założyć jej ukochaną różową kurteczkę i wsiedliśmy razem do samochodu. Po
kilkunastu minutach byliśmy już pod szkołą, obok niej znajdowało się
przedszkole, do którego chodziła moja młodsza siostra. Wysiedliśmy, złapałem
Vivien za rękę i poszliśmy odprowadzić Dylana pod bramę. Ukucnąłem i przytuliłem
go przed wejściem. Młody dał buziaka siostrze i pobiegł w stronę wejścia. Wziąłem
małą na ręce i wstałem. Odwróciłem się i ledwo co uniknąłem zderzenia z jakimś
człowiekiem. Podniosłem głowę i moje serce zamarło. Przede mną stał nie kto
inny, lecz sam Louis. Czułem jak robi mi się sucho w gardle i szybko spuściłem
wzrok. Zauważyłem, że stoi obok niego mała, urocza dziewczynka, która cicho
chichotała z zaistniałej sytuacji.
-Przesuniesz się, czy będziesz tak stał?- Usłyszałem. Natychmiast
zszedłem mu z drogi. Wiedziałem, że powinienem szybko oddalić się z tego
miejsca, jednak czułem się jakbym po prostu wrósł w ziemię. Louis wyjął z
portfela 20 dolarów i wręczył je dziewczynce.
-Kup sobie coś do jedzenia Fizzy- powiedział i pocałował ją
w głowę. Mała uśmiechnęła się do niego i pobiegła w stronę szkoły. Dziewczynka
wyglądała jak miniaturowa kopia Lou. Byli do siebie bardzo podobni, zupełnie
jak ja i moja siostra. Vivien miała takie same kręcone włosy i zielone oczy jak
moje. Chłopak spojrzał na mnie i
wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, ale te rozmyślania przerwał dźwięk jego
telefonu. Odebrał i oddalił się w stronę swojego samochodu. Westchnąłem głęboko
i odprowadziłem Viv do przedszkola, po czym ruszyłem w stronę własnej szkoły.
Zaparkowałem jak zwykle dalej. Wszedłem do budynku i skierowałem się w stronę
szatni, miałem dziś dwie lekcje WF-u od rana. Szczerze nienawidziłem tego
przedmiotu. Zawahałem się przez chwilę, jednak w końcu złapałem klamkę i jak
najszybciej udałem się w sam róg pomieszczenia. Zdjąłem swoją bluzę i powiesiłem ją na
haczyku.
-Ej ty, Styles- usłyszałem nagle. Moje mięśnie spięły się,
ale odwróciłem się w stronę chłopaka. Był to chyba ktoś z drużyny, wysoki i umięśniony.
-Co ty tutaj kurwa robisz?- Spytał zbliżając się na
niebezpiecznie bliską odległość.
-Chyba nie sądzisz, że będziemy się przebierać z pedałem-
dodał.
Reszta obecnych w szatni zaczęła mu przytakiwać i śmiać się,
zupełnie jakby ten powiedział coś wybitnie zabawnego.
Moje oczy zaszły łzami.
-No już, wypad!- Krzyknął chłopak i pchnął mnie na ścianę z
dużą siłą.
Widziałem, że zbliża się w moją stronę, więc po prostu
zamknąłem oczy i modliłem się żeby skończył się na mnie wyżywać w miarę szybko.
Chłopak złapał mój plecak i rzucił go w stronę drzwi.
-Zostawcie mnie- powiedziałem cicho, czym wzbudziłem tylko
większe pokłady agresji u chłopaka. Ten podszedł i złapał mnie za koszulkę, po
czym uderzył w brzuch. Siła była na tyle duża, by pozbawić mnie oddechu.
Zgiąłem się w pół, łapiąc za bolące miejsce.
-Nie masz tu prawa głosu, rozumiesz popaprańcu?- wycedził
przez zaciśnięte zęby.
-Nikt tu nie toleruje takich jak ty- dodał po czym kopnął
mnie w okolice żeber. Usłyszałem śmiechy i wiwaty reszty chłopaków.
-Co ty kurwa wyprawiasz Josh- usłyszałem znajomy głos.
Podniosłem odrobinę wzrok i zobaczyłem Louisa w towarzystwie Zayna. Chłopak
odepchnął ode mnie napastnika.
-Pojebało cię Louis? Nie dotykaj mnie- warknął w jego
stronę.
Zobaczyłem, że Zayn odsuwa od siebie tą dwójkę.
-Stać cię tylko na to, żeby wyżywać się na kimś kto nie jest
w stanie się obronić?- warknął Lou w jego stronę. Reszta osób w szatni
zamilkła.
Josh nie odezwał się, ale patrzyli na siebie jakby zaraz
mieli rzucić się sobie do gardeł.
Po krótkiej chwili, która wydawała mi się wiecznością Louis
pomógł mi wstać z podłogi. Zabrał moją bluzę i plecak po czym pchnął mnie
delikatnie w stronę drzwi. Byłem w tak wielkim szoku, że przez chwilę
zapomniałem o bólu czy upokorzeniu.
-Odprowadzę go do domu- mruknął w stronę Zayna. Ten tylko
pokiwał głową.
Wyszliśmy i Louis westchnął, łapiąc się wolną ręką za kark.
-Dobrze się czujesz?- Spytał.
Nie byłem w stanie mu odpowiedzieć, więc jedynie kiwnąłem
głową.
-Odwiozę cię- zakomunikował.
-Nie trzeba, dam sobie radę, bardzo mi przykro, że sprawiłem
ci kłopot- powiedziałem cicho.
Ten stał, i patrzył się na mnie zszokowany.
-Nie gadaj głupot, możesz zasłabnąć w czasie jazdy i
spowodować wypadek- mruknął.
Zaczął iść w stronę wyjścia, więc podreptałem posłusznie za
nim.
Było w Louisie coś takiego, że mimo iż go nie znałem, coś ciągle
przyciągało mnie w jego stronę. Chciałem być po prostu blisko niego.
Wiedziałem, że czeka mnie później spacer po auto, ale nie potrafiłem przestać
się cieszyć z chwili czasu spędzonej właśnie z nim. Podeszliśmy w stronę
pięknego i za pewne bardzo drogiego samochodu.
-Wsiadaj- usłyszałem.
Otworzyłem drzwi i zająłem miejsce pasażera. Chłopak zapalił
silnik, który w przeciwieństwie do mojej głośno warczącej furgonetki, jedynie
cicho mruczał.
Wyjechaliśmy z parkingu i nagle zadałem sobie sprawę, że nie
jedziemy w stronę mojego domu. Chwilę wałczyłem ze sobą, jednak postanowiłem się
odezwać.
-Mmm, Louis, to nie jest droga do mojego domu- powiedziałem
cicho.
-Bo to jest droga do mojego- odpowiedział, jakby to była
najzwyczajniejsza rzecz na świecie.
Chłopak włączył radio i usłyszałem dźwięk znanej mi
piosenki.
-The Neighborhood? Uwielbiam ich- powiedziałem zaskoczony.
Te słowa tak szybko opuściły moje usta, że nawet nie zdążyłem się zastanowić co
mówię.
-Um, przepraszam- dodałem zawstydzony.
Lou tylko westchnął.
-Przestań przepraszać za wszystko- mruknął.
-Też ich uwielbiam- powiedział, uśmiechając się do mnie.
I nagle myśl o tym, że jego uśmiech jest zdecydowanie jedną
z piękniejszych rzeczy na świecie, wdarła się do mojej głowy. Kąciki moich ust
uniosły się nieznacznie i spuściłem zawstydzony wzrok na podłogę. Czułem, że
moje policzki się rumienią, a ja nie potrafiłem tego opanować.
Po chwili podjechaliśmy pod wielką bramę, Lou wyszedł z auta
i wstukał kod. Wejście zaczęło się powoli otwierać, a chłopak znów zajął miejsce kierowcy.
Wjechaliśmy do środka i przez chwilę nie wiedziałem, czy jestem dalej w jego
domu czy może raczej w królewskiej posiadłości. W oddali zobaczyłem wielki
biały dom otoczony pięknym, dużym ogrodem. Louis zaparkował przed budynkiem
i wysiadł z samochodu. Poszedłem w jego ślady. Otworzył drzwi i przepuścił mnie
przodem. Stanąłem w korytarzu, który był chyba wielkości całego mojego domu.
Był niezwykle gustownie urządzony, w jasnych kolorach. Zdjąłem swoje buty
ustawiając je równo na wycieraczce. Louis rzucił gdzieś swoje vansy, po czym odwiesił
moją bluzę i plecak na wieszak. Zupełnie zapomniałem, że wciąż je miał.
-Chodź- powiedział.
Szedłem za nim, zupełnie zaczarowany pięknem tego miejsca.
Szedłem za nim, zupełnie zaczarowany pięknem tego miejsca.
Chłopak zaprowadził mnie do kuchni. Była przestronna i
nowoczesna, ale mimo tego sprawiała wrażenie przytulnej. Na lodówce były
obrazki namalowane, pewnie przez młodszych domowników. Na ścianie wisiały
rodzinne zdjęcia. Było tu dużo małych szafeczek z przyprawami, których zapachy
unosiły się w powietrzu. Na środku kuchni stała duża wyspa, przy której
aktualnie znajdował się Lou. Chłopak wyjął miskę, do której zaczął wsypywać różne
rzeczy.
Nie do końca wiedziałem czy mogę, ale usiadłem na jednym z
wysokich stołków, które stały po jednej stronie wyspy. Louis uśmiechnął się do
mnie i postawił przede mną szklankę z colą, którą przed chwilą nalał.
-Dziękuję- powiedziałem odrobinę zaskoczony.
Nic nie powiedział, lecz jak gdyby nigdy nic, wrócił do
mieszania tajemniczej masy w misce.
I znów zaatakowała mnie myśl, że jest to widok, który
chciałbym podziwiać codziennie.
Yey cudny *.*
OdpowiedzUsuń<3
UsuńPiękny ♥
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńO nie >.< Następnym razem chcę dłuższy ! :D
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy ciag. KIEDY BEDZIE ? :DD
/GabrysiaStyles (niestety nie chce mi się zalogować na konto XD )
Hmm, może jeszcze dziś wezmę się za pisanie :)
UsuńJeju, przesłodki.
OdpowiedzUsuńCiągle nie mogę uwierzyć, że w szkołach są naprawdę takie problemy z homoseksualizmem. Dobrze, że Louis pomógł Harry'emu :)
Hazz jest taki uroczy i kochany, uwielbiam taką wersję jego, hah :)
Oczywiście czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam, @smolipaluch xx
Jeju dziewczyny jesteście przecudowne <3 Dziękuję wam!
UsuńJesteś wspaniała i piszesz wspaniale :3 życzę weny :**
OdpowiedzUsuń<3 Dziękuję, dzięki wam mam jej bardzo dużo xxx -B.
UsuńAww ten ostatni akapit jsjsnwisbwjs
OdpowiedzUsuńSlodko :*** xx
Ogolnie twoje opowiadanie jest boskie, a mnie na prawdę dziwi że w szkołach sa takie problemy z homoseksualizmem , sama jestem bi i jestem bardzo tolerancyjna wiec dlatego jeszcze bardziej mnie to dziwi // @arixsels
kocham tg bloga xd
OdpowiedzUsuń