sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 2



And i thought it would be easy to run but my legs are broken

~Harry~

-Wróciłem!- Krzyknąłem odwieszając bluzę. Po chwili coś małego uczepiło się mojej nogi.
Spojrzałem w dół i zobaczyłem Vivien.
-Część maluchu- powiedziałem i wziąłem ją na ręce. Weszliśmy razem do kuchni, gdzie mama gotowała obiad.
-Ładnie pachnie- pochwaliłem, całując ją w policzek na przywitanie.
-Jak w szkole synku?
-Stresująco- przyznałem szczerze.- Rozmawiałem z panem dyrektorem, mówił, że długo zastanawiał się nad naszą sprawą, ale w końcu wpadł na pewien pomysł.
Mama odwróciła się w moją stronę, dając tym samym znak, że mnie słucha.
-Powiedział, że jeśli dołączę do drużyny, połączy moje stypendium naukowe z tym sportowym, a co za tym idzie, nie będziemy musieli dopłacać różnicy w czesnym- powiedziałem.
-Harry to naprawdę wspaniale, ale przecież ty nie umiesz grać w piłkę
-Spokojnie mamo, będę po prostu pomagał w treningach, roznosił piłki, słupki i takie tam.
Widziałem, że w jej oczach zagościł smutek, podeszła i przytuliła mnie mocno.
-Przykro mi, że musisz się tak zapracowywać Harry- powiedziała.- Może tu znajdę lepszą pracę i ułoży nam się jakoś lepiej.
-Przestań tak mówić mamo, najważniejsze, że mamy siebie. Zresztą może nauczę się czegoś w drużynie i będę mógł pomóc Dylanowi w piłce- uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco. 
-A właśnie, gdzie on jest?- Spytałem.
-Bawi się przed domem, możesz go już zawołać na obiad synku.
Pokiwałem głową i posadziłem Viv na krześle obok. Zabrałem bluzę i wyszedłem na zewnątrz. Zacząłem się rozglądać za tym małym łobuzem, ale nigdzie nie mogłem go dostrzec.
-Dylan!- zawołałem. Po chwili stał już obok mnie. Ukucnąłem przed nim.
-Jak pierwszy dzień w szkole?
-Hmm, było trochę dziwnie Harry, chyba mnie nie lubią- powiedział a w jego oczach pojawiły się łzy.
-Na pewno cię uwielbiają, musisz im tylko dać odrobinę czasu by się do ciebie przyzwyczaili- pocieszyłem go.
-Wiesz, jak będę wracał z kawiarni, to kupię trochę słodyczy i będziecie mogli je zjeść jutro razem, na którejś przerwie. Co ty na to?- zapytałem.
Zobaczyłem jak jego oczy jaśnieją a na twarzy pojawia się wielki uśmiech.
-Super!- krzyknął i zaczął biec w stronę domu.
Wstałem i poszedłem w jego ślady.


~Louis~

-Louis, obiad na stole!- Usłyszałem wołanie mamy. Niechętnie zszedłem na dół.
Wszedłem do jadalni, gdzie wszyscy czekali już tylko na mnie. Od zawsze zastanawiałem się po co nam tak wielki stół, skoro rzadko zdarzało się, że siadało przy nim więcej niż dziesięć osób, ten, który stał tutaj, mógł pomieścić przynajmniej drugie tyle. Usiadłem i zacząłem nakładać sobie jedzenie.
-Synu, pamiętasz, że dzisiaj jest bankiet rodzinny, moi pracownicy przyprowadzają swoje żony i dzieci, chciałbym, żebyśmy wszyscy byli tam dziś razem- powiedział.
Powoli zaczęła wzbierać się we mnie złość, gdyż wiedziałem już, do czego dąży.
-Myślę, że dobrze by wyglądało, gdybyś przyszedł z osobą towarzyszącą- dokończył.
Mama zaczęła nas obserwować, widać było, że jest spięta i wolałaby uniknąć kolejnej kłótni.
-Świetnie, zaproszę Nialla albo Zayna- mruknąłem.
Ojciec odchrząknął znacząco.
-Przestań się wydurniać Louis- wysyczał przez zęby.- Zaproś Eleanor- dodał spokojniej.
-Nie- odparłem uśmiechając się bezczelnie.
-To już ustalone- powiedział. Rozbawiło mnie to co mówi, więc najzwyczajniej w świecie zacząłem się śmiać. Atmosfera przy stole zrobiła się niezwykle napięta.
-Synku, proszę…- wyszeptała mama, patrząc na mnie błagalnie.
-Przykro mi mamo, już postanowiłem.
-Przestań mnie denerwować!- Krzyknął mój ojciec, uderzając ręka w stół.
Moje siostry patrzyły na jego poczynania ze strachem w oczach.
Ja natomiast wstałem z krzesła i nachyliłem się nad stołem.
-Czemu nie potrafisz zaakceptować tego, że ja jestem inny!- Krzyknąłem w jego stronę.- Jestem gejem, zrozum to wreszcie- dodałem.
-Nie jesteś żadnym gejem Louis, przestań się wydurniać- powiedział mój ojciec spokojniej.
Spojrzałem w stronę mamy, szukając u niej jakiegokolwiek wsparcia.
-Mark…-zaczęła cicho.
-Koniec tematu- przerwał jej mój ojciec.
-Znosiłem twoje głupoty, imprezy i wyskoki, ale wymagam byś przed ludźmi prezentował się jak należy. Nie pozwolę by ktoś zaczął podważać moją pozycję zawodową, przez twoje głupie wymysły. Jeśli zamierzasz dalej bawić się w to całe gejostwo, to na pewno nie w tym domu.
-Zajebiście- syknąłem- więc pójdę się już spakować. Wstałem od stołu i poszedłem na górę. Zatrzasnąłem drzwi od pokoju i zacząłem po nim nerwowo chodzić. Z bezradności uderzyłem ręką w ścianę. Nie zauważyłem nawet gdy mój gniew przerodził się w łzy. Usłyszałem, że ktoś wchodzi do pokoju, spojrzałem w górę i ujrzałem moją mamę. Usiadła obok i mocno mnie przytuliła.
-Cii synku, nie płacz- powiedziała głaszcząc mnie po plecach. W jej objęciach zacząłem się stopniowo uspokajać.
-Lou, proszę…- zaczęła- znasz ojca, zrób o co prosi, wiesz, że to dla niego ważne.
-A to czego ja chce nie jest ważne mamo?- Spytałem smutno.
-Oczywiście, że jest synku, musisz mu dać czas na oswojenie się z pewnymi sprawami- odpowiedziała, całując mnie w głowę.
-Nie będę do końca życia trzymać tego w tajemnicy, tylko ze względu na ojca- powiedziałem pewnie.
-Oczywiście, że nie kochanie- pocieszyła mnie- po prostu daj mu czas- dodała.
Pokiwałem głową i wydostałem się z jej objęć.
-Zjem na mieście, zadzwonię do El, ale nie wiem czy będzie miała czas- oznajmiłem już spokojnym głosem.
Mama uśmiechnęła się do mnie i zostawiła mnie samego.
Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech, postanowiłem się przebrać i jak najszybciej wyjść z domu.


~Harry~

Wszedłem do kawiarni i przywitałem się ze Stanem. Skierowałem się na zaplecze po swój fartuch i po chwili byłem gotowy do pracy. W środku siedziała tylko jedna osoba, więc usiadłem za ladą i wyjąłem książkę do biologii. Gdy kończyłem czytać rozdział, drzwi otworzyły się i ktoś wszedł do środka. Podniosłem wzrok znad podręcznika i zobaczyłem Louisa. Moje mięśnie automatycznie się spięły, chłopak patrzył w swój telefon i zdawał się mnie nie zauważyć.
-W czym mogę pomóc?- Spytałem niepewnie. Wtedy dopiero podniósł głowę i widziałem, że jest zaskoczony.
-Intruz z mojej ławki- powiedział. Jego głos nie był złośliwy ale mogłem wyczuć, że jest zirytowany. Nie za bardzo wiedziałem co zrobić, więc kiwnąłem głową.
-Pracujesz tu?- Zapytał. Ponownie skinąłem głową.
-Możesz się kurwa zacząć odzywać?- wycedził przez zaciśnięte zęby.
-Przepraszam- powiedziałem cicho. Nie mogłem nic poradzić na to, że mój głos zaczął się łamać. Louis chyba to wyczuł bo nagle jego twarz złagodniała.
-Zjem ciasto z truskawkami i gorącą czekoladę- powiedział. Nie usiadł przy żadnym stoliku, a zamiast tego zajął miejsce na wysokim barowym stołku przy ladzie. Odszedłem kawałek by przygotować mu zamówienie, po chwili było gotowe, więc postawiłem wszystko przed nim.
-Dzięki- mruknął. Uśmiechnąłem się do niego słabo i wróciłem do czytania książki.
Czułem na sobie jego wzrok, co przeszkadzało mi się skupić.
Po chwili do kawiarni weszła ładna brunetka, i usiadła obok Louisa, ten odwrócił się w jej stronę i dał buziaka.
-Przepraszam El, na pewno miałaś inne plany- powiedział jakby ze skruchą w głosie.
-Dla ciebie wszystko skarbie- odpowiedziała uśmiechając się promiennie. Chłopak dokończył jedzenie, zostawił na ladzie 20 dolarów i nie czekając na resztę, wyszedł z lokalu w towarzystwie dziewczyny.
Zastanawiałem się, czy owa Eleanor to jego dziewczyna. Mówiła do niego skarbie, więc pewnie są razem.
Reszta mojej zmiany, minęła spokojnie, zbliżała się już godzina zamknięcia więc
posprzątałem wszystko i udałem się na zaplecze gdzie Stan kończył liczyć utarg.
Stan, właściciel kawiarni, był już starszym człowiekiem, ale bez zająknięcia, mógłbym go nazwać swoim przyjacielem. Był jedyną osobą w tym mieście, z którą mogłem szczerze porozmawiać. Wręczył mi paczkę z ciastkami, które dziś się nie sprzedały. Robił to zawsze, mówił, że i tak musiałby je wyrzucić a tak to chociaż dzieciaki będą miały uciechę. Przytuliłem go na dowidzenia i wyszedłem. Tak jak obiecałem Dylanowi, wszedłem do sklepu po trochę słodyczy i skierowałem się w stronę domu. Gdy wróciłem, mama kończyła szycie koszulek. Można powiedzieć, że pracuje na dwie zmiany. Podczas gdy my jesteśmy w szkole, ona pracuje w sklepie. Gdy wraca, zajmuje się szyciem, dla małego butiku odzieżowego, właścicielka zgodziła się by robiła to w domu, żeby mogła mieć oko na dzieciaki. Maluchy przybiegły do mnie, jak co wieczór spodziewając się ciastek. Dałem im pudełko, przytuliłem mamę na dobranoc i skierowałem się na górę.
Uczyłem się dobre kilka godzin, aż w końcu zmęczony poszedłem pod prysznic. Nie zajęło mi to długo, więc już po chwili leżałem w łóżku. Nawet nie zorientowałem się kiedy zasnąłem.

3 komentarze:

  1. Boski to jest *.* czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O co kurwa chodzi Louisowi?! Najpierw chce być miły a teraz taki chuj, no.
    Jak tam można ugh.
    Troszkę mnie ponioslo , oops haha.
    // @arixsels

    OdpowiedzUsuń