wtorek, 23 września 2014

Rozdział 11



If we don't stop now we'll be dead by summer

~Harry~

Chłodne październikowe powietrze sprawiło, że dostałem dreszczy od razu po wyjściu z kawiarni. Lubiłem jesień. Te wszystkie ciepłe swetry, leniwe wieczory z kocem i herbatą. Nawet mgłę i deszcz. Zostawienie auta pod szkołą było chyba jednym z najgłupszych pomysłów, jakie miałem w ostatnim czasie. Chociaż za ten dzień spędzony z Louisem mógłbym chodzić na pieszo cały czas. Jeśli taka była cena za spotkania z nim to ja naprawdę nie mam nic przeciwko spacerom. Na szczęście dotarłem do domu zanim na dobre się rozpadało.

~Louis~

Wszedłem na górę i usłyszałem jakąś dziwną muzykę dochodzącą z mojego pokoju. Otworzyłem drzwi i znalazłem Fizzy siedzącą w moim łóżku. Z ust wystawały jej żelkowe robaczki. Oparłem się o framugę i odchrząknąłem znacząco.
-Lou!- krzyknęła, zbiegając w łóżka, po czym wskoczyła na mnie.
-Znów tu przesiadujesz?- zapytałem, wrzucając ją z powrotem na pościel. Usiadłem obok i spojrzałem na milion różowych kartek z jednorożcami.
-Lista gości, jedzenie i takie tam- wyjaśniła. Pokiwałem głową ze zrozumieniem.
-Nie było cię długo- dodała, wciskając kolejnego żelka do ust.
-Spotkałem się z Harrym- powiedziałem.
-Kto to Harry?- spytała, patrząc na mnie jakoś podejrzliwie. Jestem pewien, że tego też nauczyła się od Zayna.
-Mój przyjaciel- wyjaśniłem.
-Lubisz go- dodała, sortując swoje notatki.
-Tak, jasne że lubię- powiedziałem, jak gdyby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
Wywróciła oczami i wlepiła we mnie swoje wielkie oczy.
-Ty go LUBISZ- wypaliła nagle.
Już otwierałem usta, żeby znów to potwierdzić ale uciszyło mnie jej zirytowane westchnięcie. Rzuciłem w nią poduszką i poszedłem do łazienki.
-Lou, mogę spać z tobą?!- usłyszałem jak krzyczy przez drzwi.
-Jeśli chcesz- odkrzyknąłem. Gdy wyszedłem światło było już zgaszone a Fizz usnęła. Przykryłem ją kołdrą i wsunąłem się cicho na swoją połowę łóżka.


~Harry~

Dźwięk telefonu brutalnie wyrwał mnie ze snu. Podniosłem go i zobaczyłem nieodebrana wiadomość.
Będę po ciebie o 7:30, odwieziemy dzieciaki i pojedziemy razem, pamiętam że wracałeś bez auta. Louis.
O Jezu Louis do mnie napisał! Skąd on do cholery ma mój numer... Przeanalizowałem to szybko i przypomniało mi się gdy kazał zapisać go na kartce, w razie gdybyśmy nie mieli jak umówić się na korepetycje. O Jezu Louis do mnie napisał! I chce tu przyjechać! Usiadłem szybko na łóżku i wziąłem trzy głębokie wdechy. Minąłem się z mamą na dole i nie omieszkała nie wspomnieć o tym, że jestem jakoś dziwnie zadowolony. Przytuliłem ja mocno na pożegnanie i zawołałem dzieciaki na śniadanie.
-Pojedziemy dziś do szkoły z moim przyjacielem, moje auto musiało zostać wczoraj pod szkołą- powiedziałem, a oni tylko pokiwali głowami zajęci jedzeniem tostów. Dylan opowiadał o szkole, w czasie gdy plotłem Viv warkoczyki. Wciąż nie potrafiłem zrozumieć dlaczego on postanowił tu przyjechać, ale nie miałem za dużo  czasu na przemyślenia, gdyż punktualnie o 7:30 usłyszałem dźwięk klaksonu. Zamknąłem oczy i starałem się uspokoić. Nie wiem nawet dlaczego tak się stresowałem. Zabrałem Viv na ręce i wszyscy razem wyszliśmy z domu. Louis i mini Louis w wersji damskiej stali oparci o auto. Był to inny samochód niż ten, którym chłopak zazwyczaj jeździ, ten był znacznie większy, wyglądał na jakiś terenowy, ale szczerze powiedziawszy, ani trochę się na tym nie znam. Lou uśmiechnął się do mnie a sekundę później usłyszałem głośny pisk. Jedyne co zdążyłem zarejestrować to siostra bruneta podbiegająca do Dylana. Chłopak był chyba bardzo zaskoczony jej widokiem ale po chwili wsiedli razem do auta, śmiejąc się głośno. Stałem tam z otwartymi ustami i  wygląda na to, że starszy brat dziewczynki był w takim samym szoku. Odwróciłem się w jego stronę, ale pokiwał tylko głowa dając znak, że nie ma pojęcia o co chodzi. Posadziłem małą obok dzieciaków z tyłu a sam udałem się na przednie siedzenie.
-Dziękuję- powiedziałem od razu.
-To nic- zapewnił Louis z szerokim uśmiechem.
O dziwo rozmowa kleiła nam się jakbyśmy znali się co najmniej od stu lat. Śmialiśmy się z jakichś głupich żartów i zdążyłem nawet powtórzyć mu co nieco materiału z biologii.
-Louuu, śniadanie!- usłyszeliśmy z tylnego siedzenia. Chłopak pokiwał tylko głową i chwilę później zatrzymał się przed kawiarnią, w której pracowałem.
-Zaczekasz z nimi?- zapytał. Pokiwałem głową, na co on uśmiechnął się wdzięczny.
Ledwie zdążył zamknąć drzwi gdy tuż przy moim ramieniu pojawiła się mała głowa.
-Cześć Harry, lubisz Louisa?- zapytała dziewczynka. Musiałbym skłamać gdybym powiedział, że mnie to nie zszokowało. Przełknąłem głośno ślinę.
-Umm, tak- odpowiedziałem niepewnie. Ta na to opadła na siedzenie obok mojego brata z cichym a nie mówiłam. Postanowiłem to zignorować, gdyż poczułem, że jestem niebezpiecznie blisko zalania swoich policzków rumieńcami. Na szczęście po chwili do auta wszedł Louis obładowany torbami. Postawił wszystko na siedzeniu po czym wręczył każdemu dziecku papierową torebkę i soczek w kartoniku. Definitywnie chciałem się sprzeciwić, ale w odpowiedzi napotkałem jego srogi wzrok. Ugryzłem się w język i pokręciłem na niego głową z dezaprobatą. Ten tylko uśmiechnął się cwaniacko i wręczył mi duży kubek z kawą i jakąś o wiele za dużą torbę. Swoje śniadanie odstawił na bok i po chwili odjechaliśmy spod kawiarni. Zaoferował, żebym odprowadził Vivien a on w tym czasie weźmie pozostałą dwójkę, stwierdził, że to będzie szybsze i bardziej ekonomiczne. Wywróciłem oczami, przystając na tą propozycję. Gdy już siedzieliśmy w aucie sami, zrobiło się znacznie bardziej cicho, bez tych wszystkich głośnych chichotów. Louis obiecał wypytać dokładnie swoją siostrę o znajomość z moim bratem i ja postanowiłem zrobić to samo zaraz po powrocie do domu. Szliśmy przez parking śmiejąc się głośno i przysięgam, że nie widziałem w całym swoim życiu tylu ciekawskich spojrzeń na raz, rzucanych w moją stronę. Ale to się dla mnie nie liczyło, nie teraz, nie kiedy byłem blisko Louisa. On mnie zmieniał. Zmieniał mój świat. Sprawiał, że te wszystkie złe rzeczy, zwyczajnie odchodziły. Wypędzał wszystkie myśli z mojej głowy, wypełniając ją swoim śmiechem, kolorem swoich oczu, po prostu sobą i musiałbym być przeklęty, żeby chcieć się tego pozbyć. 




******************************************************************************************************************
Heeej x
Kochani wiem, że rozdział jest krótki, ale postanowiłam dodawać krótsze części a odrobinę częściej, gdyż tak po prostu łatwiej się pisze. Wiem, że długo się zbierałam z napisaniem tego, ale rozszerzona matma i chemia zabijają moje życie :))
Postanowiłam, że będę pisać w każdej wolnej chwili, a już w weekendy na pewno :)
Mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiali xxxxx -B.