piątek, 29 sierpnia 2014

Rozdział 10



Baby if you wanted me then you should've just said

~Harry~

Dzwonek oznajmiający koniec przerwy obiadowej wyrwał mnie z transu.
-To co Harry, widzimy się później- powiedział, wstając od stolika. Kiwnąłem głową i obserwowałem jak odchodzi. Jezu, Louis Tomlinson właśnie dzielił się ze mną swoimi ciastkami. Spojrzałem na prawie już pustą paczkę, a ona stała tam i po prostu ze mnie drwiła.
Stołówka już prawie opustoszała, wszyscy żegnali mnie rzucając ciekawskie spojrzenia w moją stronę. Czy ja właśnie umówiłem się z nim po szkole? Idiota, usłyszałem głos w mojej głowie. Przytaknąłem tępo na uwagę swojego mózgu i rzeczywiście, mogło to wyglądać dość zabawnie dla postronnego obserwatora. Gdy zdałem sobie sprawę, że zostałem w tym pomieszczeniu sam, zdecydowałem, że nadeszła odpowiednia pora na wyjście. Wstałem powoli i rozglądając się na boki, szybkim i sprawnym ruchem, zagarnąłem ciasteczka ze stołu. Chyba zaczynam wariować… Tak czy inaczej, po udanej misji przechwycenia słodkiego łupu, poszedłem na angielski.

~Louis~

Na lekcje udałem się  w wyjątkowo dobrym humorze. Istnieje nawet szansa, że raz czy dwa zacząłem nucić pod nosem, co oczywiście nie uszło uwadze jak zawsze czujnego detektywa Zayna. Myśl o przyjacielu ubranym w czarny płaszcz i kapelusz, z wielką lupą w dłoni, rozbawiła mnie na tyle, że profesor Lyn odesłała mnie do pielęgniarki w celu zrobienia testu na obecność narkotyków. Ani na chwilę nie zmniejszyło to jednak mojego entuzjazmu wywołanego późniejszym spotkaniem z Harrym. Równie wesoły poszedłem nasikać na papierek wręczony mi w gabinecie. W łazience spotkałem nawet Nialla, pogadaliśmy chwilę o jakiejś nowo planowanej imprezie. Na myśl o ostatniej, samoistnie się skrzywiłem, więc zdecydowałem, że tą chyba sobie zwyczajnie odpuszczę. Ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich, wynik testu był negatywny, więc w spokoju udałem się na ostatnią lekcję. Ludzie w tej szkole naprawdę mnie dziwią. Nie można już się zwyczajnie cieszyć, bo od razu robisz się jakiś podejrzany. Przestudiowałem w głowie plan i wychodziło na to, że mam teraz WF. Oznaczało to, że Harry też tam będzie. Miałem nadzieję, że tym razem obejdzie się bez niepotrzebnych kłótni. Rozejrzałem się po szatni i stwierdziłem, że definitywnie nie ma w niej Loczka. Zacząłem odkrywać w sobie jakieś nowe pokłady opiekuńczości w stosunku co do tego chłopaka. Nie zjawił się do końca przerwy i chyba zaczynałem się martwić, rozważałem poszukanie go, ale gdy wyszedłem na korytarz, on najzwyczajniej w świecie stał w kącie, przed salą gimnastyczną. Bawił się rogami swojej sportowej koszulki i chyba usilnie starał się nie patrzeć w moją stronę. Ani trochę mi to nie przeszkadzało, zamierzałem później to nadrobić. Trener jak zawsze zniknął chwilę po dzwonku, zostawiając na mojej głowię rozgrzewkę. Później wrócił, wyrzucił z magazynu piłkę do kosza i kazał podzielić się na cztery drużyny. Zagraliśmy szybko o pierwszeństwo wyboru zawodników i gdy się odwróciłem ten mały diabeł znów zniknął mi z oczu. Może i bym go nie znalazł gdyby te jego cholerne loki nie wystawały zza rogu trybun. Postanowiłem to na razie zignorować, ale obiecałem sam sobie, że będę musiał poważnie popracować nad jego awersją do sportu. Nawet nie wiem kiedy minęło to 45 minut, przed drzwiami złapałem Harrego za łokieć i poprosiłem żeby poczekał przed autem, a sam poszedłem pod prysznic. Chyba nigdy nie myłem się tak szybko i aż z samego siebie miałem ochotę się śmiać. Zabrałem z szatni rzeczy i wyszedłem ze szkoły. Stał pod autem z tymi pieprzonymi lokami zasłaniającymi mu oczy. Otworzyłem samochód i wsiadłem do środka, nie bardzo jednak wiem czemu, ale on dalej stał na zewnątrz. Westchnąłem zirytowany i uderzyłem głową w kierownicę. Wysiadłem na zewnątrz i oparłem się o drzwi.
-Harry, zamierzasz wsiąść do środka?- spytałem, wykonując ręką jakieś bliżej nieokreślone ruchy.
Zagryzł wargę i pokiwał niepewnie głową. Jezu. Zagryzł. Pieprzoną. Wargę. Musiałbym być chyba mnichem, żeby moje spodnie nie zaczęły się właśnie robić jakoś niebezpiecznie niewygodne. Przełknąłem ślinę i wskoczyłem na siedzenie. Patrzył na mnie tymi swoimi sarnimi oczami i chyba własnie zachciało mi się płakać z bezradności. Podjechaliśmy pod galerię i o dziwo udało nam się znaleźć miejsce całkiem blisko wejścia. Miałem wrażenie, że wraz z wejściem do środka Harry momentalnie się rozluźnia. Zupełnie jakby poczuł się wolny i bezpieczny. To tak jakby szkoła była jedynym miejscem gdzie nie mógł być sobą i nagle ktoś wyrywa go stamtąd i wrzuca do jego wymarzonego świata. Rozglądał się zaciekawiony i chłonął wszystkie szczegóły tego miejsca.
-Nigdy tu nie byłeś?- zapytałem. Potrząsną głową, wprawiając wszystkie te sprężynki w śmieszny ruch.
-Wprowadziliśmy się całkiem niedawno, nie miałem czasu zwiedzić wszystkiego- wyjaśnił.
-Może pójdziemy najpierw coś zjeść, a później czegoś poszukamy?- zaproponowałem. Skinął głową, więc zaprowadziłem go na piętro gdzie były same restauracje. Zapachy unosiły się w powietrzu i byłem chyba coraz bardziej głodny.
-Na co masz ochotę Harry?
-Na to co ty- odpowiedział i od razu zalał się rumieńcem. To była sprytna odpowiedź, biorąc pod uwagę, że sam nie wiedziałem na co mam ochotę. Złapałem go za ramię i skierowaliśmy się w stronę mojej ulubionej knajpki z makaronami. Mogłeś wybrać wszystko od początku do końca, rodzaj makarony, dodatki i sos. Tym razem kazałem Loczkowi wybierać w pierwszej kolejności. Patrzył zagubiony na te wszystkie rzeczy za szybą. W końcu zdecydował się na kokardki z kurczakiem i oliwkami, a do tego dobrał śmietanowy sos. Widziałem, że w dłoniach trzyma już portfel, więc złapałem delikatnie jego ręce i przytrzymałem je za jego plecami. Zamówiłem dla siebie to samo i zapłaciłem za nasze jedzenie. I o mój boże, on chyba próbował się zbuntować. Widziałem tą iskierkę w jego oczach i zawziętą minę. Jezu, jeśli zbuntowany Harry nie był najsłodszą rzeczą na ziemi, to ja już nie wiem co nią było.
-Dziękuję- powiedział. Jakim w ogóle prawem, on miał tak głęboki głos, przecież on był taki delikatny. Postanowiłem się nad tym zastanowić później.
-Nie ma sprawy- dodałem, uśmiechając się do niego. Zabrałem tacę i usadziłem chłopaka przy stoliku, po czym poszedłem kupić nam jeszcze po tej śmiesznej herbacie z kuleczkami. Oczywiście nie ruszył swojego jedzenia dopóki nie wróciłem. Pokazałem mu dwa różne kubki, przyglądał im się z niezdecydowaniem, po czym w końcu wskazał na pomarańczowy napój. Podałem mu go, a on oczywiście grzecznie podziękował. Jego idealne wychowanie i dobre maniery, były nieodłączoną częścią jego osobowości. Jedliśmy w spokoju, rozmawiając o jakichś głupotach. Przychodziło nam to tak naturalnie, jakbyśmy znali się od zawsze. Wciąż nie mogłem się przyzwyczaić do Harrego, który nie ukrywa się pod kapturem swojej bluzy, tylko siedzi tu ze mną i śmieje się z głupich żartów. On był całkiem inny, czuł się swobodnie. Opowiedział mi nawet jak kiedyś, gdy był mały, przebrał się za wielkiego lizaka i chodził po okolicy zbierać słodycze dla dzieci z domu dziecka. I to był właśnie cały on, dawał od siebie wszystko co miał najlepsze, a wszyscy inni dawali mu to, co mieli najgorsze. Opowiedział mi o pierwszym koncercie na jakim był i o tym, że nie umie jeździć na łyżwach. Po prostu mówił o sobie, a ja wciąż pytałem, bo czułem tą dziwną potrzebę słuchania o nim. Zjedliśmy i udaliśmy się na poszukiwania prezentu. Nie za bardzo wiedziałem czy jest jakiś specjalny sklep z prezentami dla dzieci, więc zadowoliłem się po prostu pierwszym sklepem z zabawkami jaki zobaczyłem.
-Ile lat ma twoja siostra? Spytał.
Przekalkulowałem to szybko w głowie.
-Ma 7 lat, tak mi się przynajmniej wydaje- powiedziałem. Zaśmiał się tylko kręcąc na mnie głową.
-Miała jakieś specjalne życzenia?- dopytał. Starałem się przypomnieć o czym ostatnio mi opowiadała.
-Mówiła coś o jakimś gadającym miśku i sztaludze do malowania.
-Wiem co to za miś. Brat mi o nim opowiadał- powiedział, po czym zginał między pólkami. Po chwili wrócił, trzymając w rękach całkiem sporego pluszaka. Przyjrzałem mu się dokładnie i stwierdziłem, że jest bardzo podobny do tego, którego opisywała Fizzy. Uśmiechnąłem się wdzięczny i zabrałem mu zabawkę z dłoni. Ekspedientka pomogła nam znaleźć sztalugę, a Harry wybrał farby. Po drodze zgarnąłem jeszcze dużą paczkę słodyczy i skrzydełka wróżki, bo wydawało mi się, że dziewczynki lubią takie rzeczy. Loczek zachichotał cicho w ocenie na mój wybór, ale postanowiłem to zignorować. Kiedyś też mu takie kupię, będą do niego cholernie pasowały. Zapłaciłem za wszystko i wyszliśmy z galerii. Okazało się, że wepchnięcie tej wielkiej sztalugi do bagażnika, nie jest wcale takie łatwe. Wsiedliśmy do auta i ku mojemu zaskoczeniu Harry odezwał się do mnie pierwszy. Zaczał opowiadać, że sam też sporo rysuje i jak to dobrze wpływa na dzieci. Oczywiście musiał się przy tym kurewsko mocno czerwienić, bo przecież nie byłby sobą. Zatrzymaliśmy się pod kawiarnią i chłopak zaczął zbierać się do wyjścia.
-Dzięki Harry, było mi naprawdę bardzo miło- powiedziałem.
-Ja też dziękuję- dodał i posłał mi chyba najpiękniejszy ze wszystkich jego uśmiechów. Zatrzasnął drzwi i pomachał do mnie zza szyby, po czym udał się w stronę wejścia. Odjechałem i całą drogę do domu uśmiechałem się jak jakiś kretyn. Sam siebie zaczynałem irytować ale nie potrafiłem nic poradzić na to, że spędzanie czasu z Harrym było teraz na samym szczycie moich ulubionych zajęć.


****************************************************************************************************************** 
 
 Heeej x 
Przepraszam, że musieliście tyle czekać, obiecuję, że teraz wrzucę odrobinę dłuższy rozdział i postaram się to zrobić w miarę szybko jako zadośćuczynienie :D Nareszcie mam internet i nadrabiam wszystkie zaległości haha x 
Dziękuję, że byliście cierpliwi, kocham was x -B.

16 komentarzy:

  1. Yey to jest cudowne :D
    Coraz więcej Larry moments :D
    Czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochanie, nie wiem, jak Ty to robisz, ale z każdym nowym rozdziałem zakochuję się tym opowiadaniu jeszcze bardziej. Jesteś naprawdę niesamowitą pisarką, ale trochę żałuję, że zaczęłam je czytać - teraz po prostu nie mogę doczekać się jedenastki :D
    Harry jest jeszcze bardziej słodszy (o ile to możliwe), a Louis jeszcze bardziej opiekuńczy, kochany i zakochany ♥
    Szczerzę się teraz jak Boo, bo serio, Hazza wreszcie pokazał siebie :)
    Do następnego rozdziału,
    ściskam, całuję i życzę weny, haha :)
    @smolipaluch

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział. Zakochałam się w tym ficu i zdobyłaś kolejną stałą czytelniczkę :) Czekam z niecierpliwością na nexta. Pzdr i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Jest w trakcie pisania, staram się jak najszybciej ale rozszerzona chemia w LO daje trochę w kość :D -B.

      Usuń
  5. Heeej, kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. heej postaram się dodać w najbliższych dniach :) -B.

      Usuń